poniedziałek, 8 lutego 2010

Wierchomla

Pierwszy raz narty założyłam na nogi w tamtym roku,a dokładnie w marcu...
Początki były trudne:)zaliczyłam tyle bolesnych upadków,że straciłam wiarę w to,że kiedykolwiek nauczę się jeździć na nartach.Były chwile zwątpienia i totalnego zniechęcenia....
Moje dzieciaki już dawno śmigały po stokach,a ja ciągle tkwiłam na oślej łączce.
Dopiero w tym roku moja nauka ruszyła z kopyta;) nauczyłam się jeździć bez wywrotek i skręcać slalomami:)Poczułam się dumna ze swoich dokonań i na tyle pewna siebie żeby ruszyć na większy stok(wcześniej jeździłam na małym stoku Jurasówka)
Jak się okazało byłam zbyt pewna siebie Wierchomla nie jest oślą łączką,ale profesjonalnym stokiem narciarskim z dosyć wielkimi górkami.
Ale wszystko po kolei:)

W Wierchomli jesteśmy o godzinie 9.00.Wykupujemy karnety na 8 godzin jazdy(Boże drogi co ja tam tyle będę robiła!)



I wyciągiem krzesełkowym ruszamy na szczyt



Jest piękna pogoda świeci słoneczko



Teraz jazda w dół i sprawdzian moich umiejętności:)
Zjechać udało się bez wywrotki,ale technikę jazdy może przemilczę;)
Góra okazała się za stroma jak dla mnie więc przeniosłam się na sąsiedni stok tym razem z wyciągiem orczykowym.
Pojeździłam sobie tam trochę i w efekcie końcowym wylądowałam tu:
Górka z wyciągiem Szczawnik II ..idealna dla mnie



Zaliczyłam kilka upadków..a jakże by inaczej:(,ale najgorszy był ten ,kiedy leciałam na łeb i szyję głową w dół i nogami w powietrzu.Kijki wyleciały mi z rąk i zostały gdzieś daleko w tyle ,a ja niczym na torze saneczkowym w tych piruetach i obrotach gnałam przed siebie.Było to o tyle trudne,że narty wciąż miałam na nogach,a śliska kurtka nie pozwalała się zatrzymać.
Dzięki Bogu zakończyło się to tylko paroma siniakami.
Teraz już wiem,że ''należy mierzyć siły na zamiary,a nie zamiar podług sił''

Kilka zdjęć z Wierchomli





4 komentarze:

  1. Całe szczęście,że wróciłaś cała ;-D fajnie się czyta opisy Twoich "piruetów".Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W życiu nie miałam nart na nogach, ale pewnie gdybym kiedyś jednak włożyła, to skończyłoby się to tragicznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. nastepnym razem zabierz mnie ze soba-Migdalowa ktora wrocila:):)i podziwiala wszystkie Twe twory!!!i podziwia nadal niezmiennie

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej to mi przypomniało jak dawno nie jeździłam na nartach....brakuje mi tego wiatru i śniegu eh ;)
    Cudne widoczki :)

    OdpowiedzUsuń